W tym odcinku nie mówię o tym, jaka nazwa marki jest dobra – to banały, które pewnie znasz. Mówię o tym, co potrzebujesz przepracować, aby taką nazwę stworzyć lub wybrać (jeśli wymyśla ją ktoś inny).
Naming to jej najważniejszy element marki, a często powstaje w pośpiechu, czasem z przypadku. Szkoda, bo niewiele trzeba, aby mieć naprawdę dobrą nazwę.
Wolisz słuchać? Markotwórstwo znajdziesz w aplikacjach podcastowych Google i Apple oraz w Spotify, do którego linkuję poniżej.
Na bazie tego odcinka powstał skondensowany artykuł → przeczytaj go tutaj.
Pełna transkrypcja ↓
Wstęp
Nazwa marki to jej najważniejszy element, bo każdy inny można właściwie dowolnie zmienić. Można zrobić rebranding, można zrobić repozycjonowanie, ale renaming, czyli zmiana nazwy, oznaczałaby tak naprawdę budowanie zupełnie nowej marki. Więc nie warto tej nazwy marki spieprzyć, nie warto marki nazwać źle. I jak tego uniknąć? Zostań ze mną, opowiem Ci właśnie o tym w tym odcinku. Budowanie marki to nie jest czarna magia. Potrzebujesz odrobiny wiedzy, trochę doświadczenia i dużo zaangażowania. Jeśli zaangażujesz się w słuchanie tego podcastu, to ja obiecuję podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Porozmawiamy dzisiaj o nazwach i to jest ten odcinek, to znaczy naming, czyli tworzenie nazw, jest tym obszarem mojej działalności czy ogólnie brand marketingu, w którym w jakikolwiek sposób przydaje się moje wykształcenie, które totalnie nie było związane z marketingiem w tym swoim głównym obszarze, ponieważ studiowałem filologię, to jest takie przykre wyznanie, od którego muszę zacząć. Ale właśnie wykorzystuję w temacie namingu jedną historię z tych studiów, no bo filologia to nie tylko nauka języka czy literatura, ale przede wszystkim językoznawstwo, czyli właśnie teoria tego, jak my językiem się posługujemy, jak ten język kształtuje świat wokół nas tak naprawdę.
Zawsze przywołuję w kontekście namingu i nazwy marki zadanie, które mój profesor z językoznawstwa nam lubił stawiać na zajęciach. Takie podchwytliwe zadanie, które mówi o tym, to był profesor ze Wschodu i on dawał nam przykład zawsze dwóch zwierząt: pierwsze nazywa się limeń, a drugi nazywa się urczuch. To są dwa zwierzęta, które zamieszkują tundrę gdzieś tam w tych syberyjskich regionach. Teraz pytanie brzmi, który z nich jest drapieżnikiem, a który jest taką trochę leniwym jednostką? Urczuch czy limeń? To jest podchwytliwe pytanie, być może macie jakieś swoje strzały.
Zakładam, że większość z Was nie wie, który jest drapieżnikiem, a który jest jakimś tam leniwym osobnikiem. Głównie dlatego zakładam, że te zwierzęta po prostu nie istnieją. I limeń, i urczuch to są wymyślone nazwy, ale nawet jak ich nie znamy, a słyszymy tę zagadkę, to w jakiś sposób u większości osób w głowach rysuje się jakiś obraz tych dwóch zwierząt. To znaczy ten urczuch to taki jakiś nam się wydaje bardziej drapieżny, jakbyśmy mieli to narysować, to pewnie częściej pojawią się jakieś ostre zęby i tego typu historie. Ten limeń to taki jakiś pewnie włochaty, może trochę utyty, jakiś taki obły osobnik.
Chodzi o to, że my nie znamy znaczenia tych słów, ale samo brzmienie tych wyrazów w jakiś sposób kształtuje nasz sposób myślenia, wpływa na nasze myśli. No więc nazwa tych zwierzaków, tak samo jak nazwa Twojej marki, Waszej marki, znajdzie się w podobnej sytuacji. Ktoś ją usłyszy, nie wiedząc, kto za nią stoi, co za nią stoi, nie mając tego całego uzupełnienia, kim jesteście, co robicie i co możecie zaoferować. I często nawet nie zobaczy jeszcze nic, nie będzie tego wizualnego wsparcia w postaci brandingu czy jakichkolwiek innych elementów Waszej twarzy, jakiegoś zdjęcia.
Czasami to jest po prostu nazwa, ktoś komuś Was poleci i ktoś usłyszy nazwę Waszej marki, podyktuje ją w jakiś sposób. I to jest ten pierwszy kontakt, kiedy to brzmienie tej nazwy, to co my sobie pomyślimy o tej firmie na podstawie tylko tej nazwy, tak jak pomyśleliśmy sobie coś o limeniu i urczuchu, już ukształtuje, a czasem nawet utoruje myślenie na temat Waszego biznesu. Dlatego właśnie nazwa jest ważna. Można śmiało powiedzieć, zresztą powiedziałem to we wstępie, że nazwa jest najważniejszym elementem marki.
Trudno sobie wyobrazić historię, kiedy ją zmieniamy tak łatwo. Łatwiej nam zmienić wszystkie inne elementy. Możemy zmienić zupełnie ofertę, zupełnie zrobić rebranding, zmienić stronę wizualną. Mamy przykłady rebrandingów i repozycjonowania marki mega intensywne, które wywracają wszystko dosłownie, ale nazwa zostaje. Z powodów czysto praktycznych, technicznych ciężko jest ją zmienić, gdzieś tam wszędzie mamy ją uwikłaną w prawnych elementach, w elementach jakichś takich technicznych, ale po prostu ciężko jest też ją wyrwać ze świadomości ludzi. Jeśli ludzie już ją kojarzą i znają tę nazwę, to jesteśmy jedną nogą bliżej sukcesu, więc to zawsze jest mega trudna decyzja, żeby zmienić nazwę.
Oczywiście można zbudować świetną markę, mając kiepską nazwę. Jasne, to nie jest tak, że kiepska nazwa czy jakaś niepoprawna nazwa, czy nazwa źle wymyślona na początku uniemożliwia sukcesy. Oczywiście nie, ale po co się męczyć? Jeśli możemy zrobić to mądrzej na początku i zrobić to lepiej, to zróbmy to, wykorzystajmy tę szansę. I teraz dlaczego w ogóle chcę Wam o tych nazwach mówić i przed tym przestrzegać, bo zgodzicie się, że jasne, pewnie, lepiej mieć lepszą nazwę niż gorszą. Problem polega na tym, że my tę nazwę, to jest ten jeden element marki, który najczęściej wymyślamy sobie sami. Czy to w mniejszych firmach właściciel, czy ktoś tam, kto ją zaczyna, otwiera, sobie szybko tę nazwę wymyśla, ale nawet w większych firmach to często jest jakaś inicjatywa, działu marketingu czy kogokolwiek innego, nie wiem, twórców nowego produktu, jakiś R&D, ktokolwiek zaczyna tworzyć coś, co stanie się kiedyś marką, czyli jakąś usługą, jakimś produktem czy w ogóle właśnie biznesem, jakąś gałęzią działalności, różne to mogą być opcje, bardzo często te osoby na szybko tę nazwę wymyślają, no bo coś trzeba mieć, jeśli tworzymy coś, to chcemy to jakoś nazwać, bo jeśli to nazwiemy, to się staje czymś bardziej konkretnym i określonym.
Potrzebujemy tej nazwy z czysto technicznych powodów, bo jakoś to musimy nazywać wewnętrznie, nie? Jeśli o czymś komuś mówimy, łatwiej jest mieć nazwę do czegoś, niż mówić: „Słuchaj, chcę z tobą pogadać o tym projekcie, w którym robimy to i to”. Nie no, jak mam jakąś nazwę tego projektu, to jest to łatwiejsze. No ale tak, często musimy zarejestrować to bardzo szybko. Chcemy wykupić jakąś domenę, więc ja to spotykam naprawdę, praktycznie w każdej historii marki, z którą mam do czynienia, ta nazwa powstała bardzo szybko i właśnie z inicjatywy i w ogóle w kręgu osób, które nie zawsze mają komplet wiedzy, doświadczenia i narzędzi do tego, żeby ją tworzyć, nie? I popełniają błędy, które są powszechne i które powielają się w wielu, wielu przypadkach.
Więc z tych różnych doświadczeń wyciągnąłem takie cztery elementy, które moim zdaniem są bardzo ważne. To są cztery warunki dobrego namingu, cztery warunki dobrej nazwy marki. I się boję to powiedzieć, bo ktoś, kto słucha tego podcastu albo gdzieś tam czytał moje wcześniejsze publikacje, to może się zaśmiać, no bo jeśli to są cztery elementy i to są warunki, no to nikogo nie zdziwi, że one są wszystkie na literę „W”. To znaczy na tą samą literę, bo: tak, nie potrafię się uwolnić od tej klątwy nazywania wszystkiego, od tej klątwy aliteracji, od tego nazywania wszystkiego jedną literą, ale dobra.
Jakie są cztery elementy, cztery warunki dobrej nazwy? Po pierwsze istotne są wytyczne strategiczne, po drugie istotne są wymogi techniczne, po trzecie istotny jest wydźwięk emocjonalny, a po czwarte istotna, niezbędna jest weryfikacja prawna. Wytyczne strategiczne, wymogi techniczne, wydźwięk emocjonalny i weryfikacja prawna. Jedziemy po kolei przez te cztery elementy.
Wytyczne strategiczne
Wytyczne strategiczne, jak sama nazwa mówi, sugerują, że musisz mieć jakąś specyfikację tej nazwy, jakieś właśnie wytyczne, szukam innego słowa, niepotrzebnie, ale to chodzi dokładnie o to, jak to nazwaliśmy. Wytyczne, które wynikają ze strategii marki. Teraz, jeśli nie masz strategii marki, to na 99% wymyślisz nazwę, która mówi o tym, co robisz, czyli mówi o Twoim „what”, gdybyśmy chcieli to z angielskiego zapożyczyć. Mówi o tym, co robisz. I to jest tak zwana nazwa deskryptywna (chyba), nie sprawdziłem w sumie przed nagraniem, ale tak mi się kojarzy, że to są nazwy deskryptywne, czyli takie, które nazywają wprost, opisują to, co robimy. Czyli jeśli robimy okna, to kombinujemy coś z oknami. Jeśli jesteśmy w branży medycznej, to upychamy jakiś człon „med”, żeby od tego wyjść i tak dalej.
To są te wszystkie biznesy, nawet ciężko podawać przykłady, bo mamy ich na każdym rogu mnóstwo. Wychodzimy od tego, co robimy, od naszej kategorii, od naszej branży nawet całej, od konkretnego produktu, z którym coś jest związane i z tego kleimy jakąś nazwę. Coś dołożymy, coś odejmiemy i nam się wydaje, że to jest takie fajne, bo się od razu kojarzy z tym, co my robimy. To jest oczywiście jakiś plus. Na samym starcie, że jeśli to, co robimy, jest w jakiś sposób ujęte w nazwie, to trochę łatwiej jest klientowi zrozumieć nas na początku, ale to działa tylko w tym pierwszym kontakcie. A potem bardzo utrudnia budowanie marki i to jest jedna z największych pułapek.
Po pierwsze, nazwa deskryptywna, która nazywa to, co robisz, nie jest oryginalna i nie jest charakterystyczna, bo, niespodzianka, cała branża ma podobną, bo wszyscy wychodzą w ten sam sposób i wszyscy szukają jakiegoś skojarzenia, jakiejś nazwy, słowa, które będzie jakoś kombinować to, co robimy. Nie da się tej nazwy bardzo często zarejestrować, bo ona zawiera opisowe elementy. Przed chwilą powiedziałem, że będą cztery warunki dobrej nazwy. Ten czwarty dotyczy prawnej weryfikacji. Rozwiniemy sobie ten wątek, ale bardzo często nazwy opisowe, które związane są wprost z branżą czy kategorią, są trudne do zarejestrowania. A po trzecie, bardzo szybko można z takiej nazwy wyrosnąć, po prostu. Jeśli nazywamy wprost zakres działalności, to ten zakres działalności się zmienia, co jest normalne w produktach, w biznesach, które się będą rozwijać. Wychodzimy na nowe kategorie, rozszerzamy swój zakres i nagle się okazuje, że to jest taka właśnie, jak ja to lubię nazywać, szklana pułapka.
To jest idealny przykład, bardzo lubię tę nazwę, tak sobie super wymyśliłem. Pamiętacie być może filmy „Szklana pułapka” z Brucem Willisem? Pierwsza część tego filmu, bo potem powstały chyba cztery, czy nawet więcej chyba powstało, ale ja pamiętam jeszcze tylko cztery, które powstały na początku. Pierwszy film był, akcja działała się w jakimś szklanym wieżowcu, w którym tam był problem, stąd w Polsce świetnie wymyśliliśmy sobie nazwę, dystrybutor tego filmu w Polsce wymyślił sobie tę nazwę Szklana Pułapka. Po angielsku to było „Die Hard”, które mówiło o czymś zupełnie innym, mówiło: nie poddawaj się, że walcz, że tak łatwo, tak tanio skóry nie oddam i to był ten charakter, ta postawa głównego bohatera, która przewijała się przez wszystkie odcinki i była osią tak naprawdę całego filmu, ale my sobie nazwaliśmy Szklana Pułapka w Polsce, bo to był wieżowiec. Teraz problem polega na tym, że druga, trzecia, czwarta, kolejne części nie mają nic wspólnego z wieżowcami, ze szkłem i z pułapkami, a ta nazwa bezsensownie się tego trzyma. I o ile w przypadku filmu to jeszcze jakoś przechodzi, to w przypadku firm robi się ogromny problem.
Znamy wszyscy te przykłady Drutexów i innych firm, które mają problem z tym, że kojarzą się z zupełnie czymś innym niż się zajmują i jest to problem, ale część osób o tym wie i są tacy sprytni, którzy radzą sobie w taki sposób, że biorą te słowa związane z tym, co robimy, czyli na przykład okna, bo zajmujemy się sprzedażą okien czy produkcją okien i co robią? Tłumaczą sobie to na inne, obce języki, czyli wyszukujemy sobie po hiszpańsku – to Ventana, a po włosku to Finestra albo odwrotnie, ale i Ventana, i Finestra znajdziecie te nazwy w firmach zajmujących się oknami, no bo to takie kreatywne. I to już jest w ogóle najgorszy pomysł, dlatego że to wciąż nie jest jakoś oryginalne, bo konkurencja też prawdopodobnie użyje Google Translatora i sobie te słowa przetłumaczy na języki obce, a po drugie, no nic nam to nie daje, bo ludzie na ulicy i tak nie wiedzą, co to jest ventana i finestra i to i tak nie mówi im o tym, że to są okna, czyli jakby nie realizuje nawet tej zalety nazwy deskryptywnej, czyli w niczym nie pomaga, zupełnie bez sensu, nie idźcie tą drogą, nie róbcie tego w ten sposób, to jest zły pomysł.
Ogólnie nazwa deskryptywna, takie kreatywne zabawy to już w ogóle, bo co z tego, że my wiemy, że to w jakimś języku, jeszcze włoski, hiszpański, to pół biedy, ale wymyślamy jakieś egzotyczne języki i się łapiemy jakiejś nazwy, no bo jak nie mamy innego pomysłu, bo nie mamy strategii, no to jest jedyna droga, żeby wymyślić coś kreatywnego. Dlatego ja zachęcam i będę przekonywał, że strategia marki jest, no taka baza nawet strategiczna, nie mówię koniecznie o jakiejś super rozdmuchanej, wielkiej strategii, ale taki fundament, podstawa jest konieczna, bo jeśli masz zdefiniowane pozycjonowanie marki, jeśli masz zdefiniowaną propozycję wartości, to mówisz o tym, nazywasz to, co dajesz klientom, a nie to, co dla nich robisz.
Widzicie tę różnicę? Nie mówimy o tym, co robimy, o kategorii, o branży, o produkcie, o jego cechach i charakterze, tylko mówimy o tym, jaką my wartość lub korzyść dajemy naszym klientom. Wartość lub korzyść – to wynika z tych poziomów jak coś robimy albo nawet dlaczego coś robimy, ten „jak” jest chyba najlepszy, czyli wtedy, kiedy wprowadzamy do tej naszej kategorii, naszej branży, w której wszyscy robią okna albo wszyscy naprawiają samochody, albo wszyscy sprzedają jakieś konkretne rzeczy, my wprowadzamy ten nasz pierwiastek, to jest coś, co jest dla nas charakterystyczne, czyli to, jak my do tego podchodzimy i dodatkowo nawet tę cechę, którą sobie przypisujemy.
I tutaj świetnie mi pasuje przykład akurat też z mojego portfolio nazwy, którą kiedyś udało mi się wymyślić. Nie jest to coś, co robię tak na 100%, to znaczy są osoby od namingu, z którymi ja też czasami współpracuję, które się specjalizują w wymyślaniu nazw. Ja jakby nie zajmuję się stricte tym, ale często zdarza mi się też w procesie nazwę wymyślać, więc jedną z takich nazw dla akurat agencji nieruchomości, dla pośredników nieruchomości wymyśliłem jakieś nazwę „Obrotni”. „Obrotni nieruchomości”, taka jest pełna nazwa, żeby dodać ten człon, który mówi o tym, czym się zajmujemy, ale ten główny element to ta nazywa Obrotni, która kojarzy się i nawiązuje do obrotu nieruchomościami, ale przede wszystkim też wynikała ze strategii i z tego pomysłu, z tej propozycji wartości, z tego wyróżnika tej marki, która skupia się i podkreśla obrotność swoich agentów. I hasło, które też tam wymyśliliśmy to: „Nieruchomości na wysokich obrotach”.
Chodzi o to, że przy zakupie, przy sprzedaży nieruchomości bardzo ważna jest szybkość i sprawność taka operacyjna. Najczęściej komuś się spieszy, komuś zależy, żeby to zrobić jak najszybciej, jak najsprawniej. Właśnie niekoniecznie szybko, więc nie nazwaliśmy tego, że są szybcy, ale obrotni, co kojarzy się z szybkością, ale też z taką pełną operacyjnością, elastycznością i tak dalej. To jest właśnie przykład nazwy. Gdybyśmy nie mieli strategii marki i nie wiedzieli, gdzie jest ta korzyść, ta przewaga, ten wyróżnik tej marki, to, na co stawiamy w komunikacji, to nie byłoby pomysłu w ogóle na tę nazwę, bo szukalibyśmy czegoś z nieruchomościami, z agentami itd. Byśmy pewnie wpadli w jakąś pułapkę czy w jakąś szufladkę nazw, których jest pełno na rynku. No więc zamykając: pierwszy wymóg, pierwszy warunek dobrego namingu to są wytyczne strategiczne.
Wymogi techniczne
Drugi warunek dobrego namingu to są wymogi techniczne. W sumie nie wiem, czy nie mogliśmy tego odwrócić, ale już tak sobie zapisałem, jedziemy tak, jak jest. Wymogi techniczne mówią bardziej wprost już o takich podstawach, warunkach, które musimy spełnić, obok czego nie możemy przejść obojętnie. I tutaj chyba najważniejsze są dwie rzeczy w tych warunkach. Po pierwsze ważny jest zasięg geograficzny marki. I to brzmi trochę może banalnie. No jasne, to proste, wiadomo, jaki będzie zasięg. Ale ważne jest to, żeby określić to naprawdę realnie. Dlaczego? Dlatego, że zupełnie inaczej wymyśla się nazwę marki, która będzie działać w obrębie jednego miasta, marki, która będzie działać w regionie czy w całej Polsce, marki, która będzie działać w Europie albo na świecie.
Dlaczego mówię realnie? Bo problem polega na tym, że najczęściej na początku większość firm, większość biznesów, większość przedsiębiorców ma taką tendencję do myślenia „sky is the limit”. No pewnie, myślmy o marce globalnej, może to kiedyś urosnąć i będzie czymś wielkim. I ma to swoje oczywiście jakieś zalety i uzasadnienie. Warto jest myśleć szerzej niż myślimy dzisiaj, żeby właśnie nie wpaść w to, że się jakoś tak ograniczamy. To, co powiedziałem przy tym nazywaniu marki tak opisowo, czyli zajmujemy się tylko jakimś wycinkiem działalności, to się może kiedyś rozszerzyć. Tak samo geograficznie możemy to rozszerzyć i wyjść do innych miast, do innych krajów itd. Tylko warto na to patrzeć realnie, czy naprawdę to może kiedyś tak urosnąć i sobie to zweryfikować, dlatego że to wprowadza szereg utrudnień i ograniczeń.
Po pierwsze kwestia języka. W jakich językach, czy dla jakich osób, dla jakich narodowości ta nazwa ma być łatwa do czytania i do wypowiedzenia? Jeśli mówimy, że to jest Polska na przykład tylko, to wiadomo, że troszeczkę jest łatwiej. Jeśli idziemy w kraje europejskie, to jest to trudniejsze, ale jeszcze w jakiś sposób do ogarnięcia, bo mamy tych krajów jakąś liczbę, listę, to ona nie jest tak długa, żeby to zweryfikować. Ale jeśli mówimy już, że idziemy globalnie, to musimy brać pod uwagę wszystkie języki świata, co wprowadza ograniczenie takie, że musimy sprawdzić, czy przypadkiem ta nazwa w tych językach nie jest obraźliwa, żeby nie skończyć z taką historią jak marka Osram w Polsce, która nie brzmi zbyt dobrze, umówmy się, itd. Jeśli realnie określimy sobie ten zakres geograficzny, to możemy kwestie języka, bezpieczeństwa języka pod takim kątem, że ludzie mogą to powiedzieć, zapamiętać, wypowiedzieć, przeczytać odpowiednio, ale też, że to nie jest obraźliwe i nie znaczy czegoś złego w jakimś języku.
Po drugie, ważna jest kwestia domen i mniej ważna, ale też, nazw profili w mediach społecznościowych. Czyli fajnie jest, żebyśmy mieli jakąś prostą domenę. .pl, .com, jakaś domena danego kraju, jeśli na danym rynku działamy. No i to jest największy problem zawsze. Wymyślić nazwę, która będzie miała wolną domenę .com albo domenę. com, która będzie do kupienia za w miarę rozsądne pieniądze, nie za jakieś kosmiczne tysiące czy setki tysięcy dolarów, nie jest łatwo. I to jest bardzo duże ograniczenie, więc jeśli, ja zawsze mówię klientom, jeśli idziemy globalnie, to fajnie, to musimy mieć domenę .com, ale jeśli chcemy mieć domenę. com, to to nam podnosi zupełnie poprzeczkę. Wyzwanie jest dużo trudniejsze i też dużo droższe w tym stworzeniu.
Drugim aspektem w tych wymogach technicznych, takim chyba najważniejszym, są punkty styku, to znaczy gdzie klient będzie miał kontakt z naszą marką, gdzie są te najważniejsze elementy jej. Oczywiście dzisiaj marki są wszędzie, nawet marki, które działają tylko stacjonarnie, tylko lokalnie, muszą być w internecie, ale gdzieś jest podstawowy, któreś punkty styku są bardziej kluczowe, a któreś trochę bardziej drugorzędne. No i zupełnie inaczej tworzy się nazwę dla produktu na przykład, a tym bardziej produktu cyfrowego, a zupełnie inaczej dla jakiejś usługi stacjonarnej. I jakby to można utrudnić albo ułatwić, więc warto sobie po prostu to przemyśleć, przynalizować i zastanowić się nad tym, czy to jakieś ograniczenia nam narzuca, czy nie.
Czasami może być tak, że te punkty styku wymuszają pewne jakieś elementy. I uwielbiam, tu pasuje mi taka jedna marka, którą kiedyś w Londynie zobaczyłem, to są sklepy rowerowe, takie punkty rowerowe, jakieś takie serwisy połączone oczywiście z jakąś tam kawą i innymi rzeczami, które nazywa się Look Mum No Hands. To jest w ogóle, zapamiętałem, zobaczyłem to raz kiedyś, jak sobie gdzieś tam spacerowałem po Londynie, widziałem ten punkt i mi tak zapadło to w pamięć. Look Mum No Hands, to w ogóle jest świetna nazwa, ale właśnie, to są punkty takie stacjonarnie, więc one głównie działają tak lokalnie, tam gdzie są, no bo nikt nie jedzie z rowerem 50 kilometrów na drugi koniec miasta, tylko raczej jakby znane są tam, gdzie są. Oczywiście ta marka działa w internecie, mają social media, ale to ten punkt stacjonarny jest jakby kluczowym punktem styku, czyli tym kluczowym miejscem kontaktu. I no oczywiście zrozumiałe to musi być dla osób anglojęzycznych czy w ogóle wymaga jakiegoś takiego kulturowego kontekstu, żeby zrozumieć sens tego Look Mum No Hands, uczymy się jeździć na rowerze, ten moment, kiedy już umiemy jeździć, ale potem potrafimy jeździć bez trzymanki, no w ogóle super, takie fajne skojarzenie to budzi, mega mi się to podoba, ale to nie jest nazwa, która by przeszła w przypadku aplikacji mobilnej na przykład, no jakby ciężko jest to gdzieś tam wpisać, za długie i tak dalej, jako nazwa lokalu, świetnie.
Więc te aspekty techniczne potrafią być ograniczeniem i to jest ważne, żeby sprawdzić, czy nie są ograniczeniem, ale też potrafią być pewną inspiracją, to znaczy, jeśli sobie to przeanalizujemy, te punkty styku, ten zasięg, to to nam czasami pokazuje, gdzie są jakieś nasze możliwości i to potrafi właśnie rozwiązać te ograniczenia i puścić wodze fantazji, puścić kierownicę, ale mi się to fajnie połączyło, puścić kierownicę, puścić tę fantazję i wymyślić taką nazwę jak Look Mom No Hands, którą po prostu jakoś nie wiem, dlaczego, ale mega, mega lubię. Dobra, jesteśmy przy emocjach, mi się tak zrobiło bardzo emocjonalnie, jak Wam o tym opowiadam. No i dobra, przejdźmy do tych emocji, do tego zmierzam, no bo patrzę na swoją listę i tu mamy wydźwięk emocjonalny jako trzeci warunek dobrego namingu.
Wydźwięk emocjonalny
W tym wydźwięku emocjonalnym, w tym trzecim warunku dobrego namingu nawiązujemy do tego urczucha i limenia z samego początku, czyli prawda jest taka, czego może nie chcemy sobie często przyznawać, ale nazwa nie musi znaczyć absolutnie nic i to nic nie szkodzi, jeśli Wasza nazwa nic nie znaczy, jeśli jest po prostu jakimś wyrazem, który jakoś nie wiem, po prostu fajnie brzmi, jest taki zgrabny, fajna nazwa czy wyraz, czy zdanie, nie musi to nic znaczyć, nie musi za tym iść cały szereg jakichś ideologii i opisów, oczywiście fajnie, jeśli mamy jakieś story, jeśli dopiszemy jakieś story do naszej nazwy, jeśli możemy o tym jakoś opowiedzieć, bo prawdą jest, że ludzie często lubią o to zapytać i to jest w ogóle ciekawe.
To znaczy w ogóle nie myślałem o tym wcześniej, ale tak mi teraz przyszło, warto dodać, że bądźcie gotowi, że jeśli wymyślicie jakąś nazwę i będziecie komuś tę swoją markę przedstawiać w jakiś sposób, to liczę się z tym, że ktoś Was zapyta: a skąd taka nazwa? I to jest bardzo częste, tym częściej im ta nazwa jest bardziej fantazyjna, nieoczywista, to będziecie o to zapytani, ale generalnie przeżyjemy bez tego, jeśli nie mamy żadnego story, jeśli nasza nazwa nic nie znaczy. Ważne jest to, żeby to dobrze brzmiało.
Ja to lubię właśnie, mam takie swoje hasło, które często powtarzam: brzmienie ma znaczenie, to znaczy to jest właśnie ten urczuch i limeń, to znaczenie wyciągamy często z samego brzmienia, jeśli coś brzmi kanciasto, nie wiem, twardo, mocno, no to się kojarzy nam właśnie z jakimiś technicznymi aspektami i tak dalej, jeśli brzmi jakoś miękko, słodko, no to kojarzy nam się bardziej z jakimiś czy dziecięceymi elementami, czy jakimiś takimi mniej technicznymi i tak dalej, wiecie o co mi chodzi? Sam wydźwięk, samo to, jak ten wyraz brzmi jest bardzo ważne i często o tym zapominamy, no właśnie, bo często wpadamy, szczególnie techniczni, osoby bardziej takie techniczne, mniej może humanistyczne, wpadają w to, że nazwa coś znaczy, że tam możemy to rozwinąć, że tam jest jakieś znaczenie, że tam jest jakiś sens i to jest takie super mądre i wymyślone, ale zapominamy o tym, że to na przykład nie brzmi dobrze, to znaczy na sam dźwięk tej nazwy, to nie chodzi o to, że brzmi źle czy jakoś brzydko, tylko otwierają się po prostu inne szufladki w czyjejś głowie, jak ten urczuch i limeń, dlatego to jest ważne.
I teraz to brzmienie nazwy wynika z osobowości marki i to znów jest element, który definiujemy w strategii marki, ale nawet, gdybyście mnie nie słuchali i ten element strategii pominęli, czyli ten pierwszy punkt, to i tak tą osobowość nawet tak po prostu na czuja warto sobie określić samemu: jaka nasza marka jest? Taka po prostu z charakteru, taka w tym odczuciu, czy właśnie miękka, twarda, nie wiem, profesjonalna, czy bardziej przyjazna, czy ma dystansować, czy ma zbliżać, czy te podstawowe rzeczy, które pewnie też wyczuwacie, jak to możemy sobie określić, spiszmy to, bo później przy wymyśleniu, przy wyborze nazwy będziemy o tym zapominać, więc takie wytyczne są tutaj istotne. Czy ona ma być bardziej prestiżowa, czy bardziej zabawna i tak dalej.
I teraz ważne jest to, że to zależy od naszego charakteru. To nie zależy wprost od branży, to nie jest tak, że jeśli jesteśmy w danej branży, to nazwa musi być taka i taka, że jeśli jesteśmy w branży finansowej, to nazwa musi być, nie wiem, poważna, twarda i tak dalej. No nie, no bo jakby w danej kategorii, na naszym poletku będziemy chcieli w jakiś sposób się wyróżnić, pokazać nasz charakter i on właśnie, to brzmienie nazwy, ten wydźwięk emocjonalny ma wynikać z tego charakteru, a nie z tych twardych elementów, czyli z tego, co robimy, tylko z tego, jak to robimy, dlaczego to robimy i tak dalej. To jest tutaj istotne, żeby ten wydźwięk emocjonalny określić, czy po prostu pamiętać o tym, żeby to dobrze brzmiało.
Tutaj lubię taki super właśnie przykład. Są takie pralnie chemiczne, pewnie je znacie, bo to jest bardzo duża sieć, która w Polsce jest, 5àsec, tak to wygląda. I nie wiem, pewnie się z nią spotkaliście, jeśli byście zobaczyli, to pewnie tak wizualnie kojarzycie, może po samej nazwie tego nie znacie, no bo właśnie na rynku polskim to jest takie mega trudne do zrozumienia, do przeczytania, jak to w ogóle czytać – 5 a sek? Ja w ogóle kiedyś myślałem, że to chodzi o 5 sekund, że tak szybko tam się pierze, ale potem to sprawdziłem i się okazało, że w ogóle „à sec” z francuskiego oznacza „suchy”, czyli dry cleaning, czyli pralnie suche, chemiczne, do tego to nawiązuje, więc te „à sec” nawiązują do tego, że to jest na sucho, a to 5 to w ogóle jeszcze głupsza historia, dlatego że w latach 60., kiedy te pralnie powstawały, generalnie konkurencja wyglądała tak, że były bardzo niejasne cenniki i ta marka sobie takich 5, po prostu wyszła z ofertą, 5 konkretnych, zrozumiałych przedziałów cenowych, stąd ta piątka w nazwie, jako nazwa strasznie przekombinowana, nie?
Ale dlaczego ona jakby przeszła, dlaczego jest okej? Dlatego, że to jest nazwa, firma francuska i po francusku to „à sec” czytamy jako „sekasek”, bo 5 to jest cinq. Un deux, trios, quatre, cinq… Oczywiście nie znam francuskiego, tak trochę teraz, trochę udaję, ale sprawdzałem, więc jeśli mamy nazwę, która brzmi sekasek, to to się robi już takie fajne, sexy, szybkie i to wcale nie musi się kojarzyć z sekundami, jak widzimy, nie musi wynikać znaczeniowo z sekund, ale to brzmienie po prostu jest fajne, robię pranie, zanoszę do 5àsec, robię to w 5àsec, no to brzmi super.
Ale nie przemyśleli tego, że na rynku, że poza jakby francuskojęzycznymi rynkami no to będzie ciężko, ale tam, gdzie to zostało stworzone, brzmiało to super fajnie, więc widzicie, że jakby czasami to znaczenie nie jest ważne i to story jest jakieś siermiężne, oni to tłumaczą, ale to nie ma sensu, ważne jest, że ta nazwa się po prostu broni tak fonetycznie, nie? Kurczę, nie użyłem tego słowa jeszcze, ale to przecież, to wszystko chodzi o to, o taką fonetyczną wartość tego i o to, jak to wybrzmiewa. Więc tak, dobra, idziemy do czwartego, ostatniego, warunku dobrego namingu.
weryfikacja prawna
Weryfikacja prawna, jako czwarty punkt to wymieniam, ale to nie znaczy, że on jest najmniej ważny, myślę, że jest ultra ważny, ale głównie dlatego, że bardzo dużo ludzi to ignoruje. Chyba mogę śmiało powiedzieć, że większość poza dużymi firmami, które mają działy prawne i są mega świadome albo doświadczyły jakichś przygód krzywych, to większość ludzi ignoruje czy jakby nie docenia wagi tej prawnej strony namingu, czyli tego, że nazwa musi być czysta rejestrowo.
To znaczy, że my musimy mieć możliwość zarejestrowania jej w urzędzie patentowym albo przynajmniej, że ona nie rodzi jakichś konfliktów, to znaczy, że nie narusza praw innych firm, które zarejestrowały podobną nazwę w urzędzie patentowym, bo to naprawdę może rodzić potężne problemy, to znaczy, ta najważniejsza myśl, którą chciałbym Wam podkreślić tutaj werbalnie, po co mieć nazwę, której nie można posiadać? Po co mieć markę, której nie można posiadać? Wymyślasz nazwę, inwestujesz w to dużo wysiłku, żeby ją zbudować, żeby ona była znana, żeby ludzie ją kojarzyli i tak dalej, i ona nie jest Twoja, dlatego, że w każdym momencie ktoś może zapukać do Twoich drzwi i powiedzieć: „Halo, naruszyłeś nasze prawa, nie masz praw do tej nazwy”. Albo: „My zarejestrowaliśmy sobie podobną, mogliśmy, bo Ty tego nie zrobiłeś i nie możesz już tej nazwy używać”. I to brzmi, to nie jest wcale jakaś fanaberia.
Ja znam wiele takich przypadków, kiedy firmy musiały jakby zatrzymać swoje działania marketingowe, w ogóle zablokowało to ich rozwój albo w ogóle jakiekolwiek inne rzeczy, dlatego, że nie miały swojej nazwy zarejestrowanej w urzędzie patentowym i albo zrobił to ktoś inny, albo po prostu ta nazwa naruszała prawa kogoś, kto już miał jawcześniej zarejestrowaną i nagle się zgłosił, bo odkrył i mówi: „Hej, jesteście zbyt podobni i nie chcemy po prostu być myleni z wami, bo mamy do tego prawo, bo zarejestrowaliśmy swoją nazwę w urzędzie i zabraniamy wam dalszej działalności promocyjnej”. Oczywiście nikt Wam firmy nie zamknie, ale jeśli nie można jej dalej promować, bo promowanie naruszałoby te prawa, no to właściwie tak jakbyś firmę, w wielu branżach, musiał zamknąć.
Nazwa to jest najmocniejsze aktywo, które możemy posiadać. Ważniejsze niż logo i teraz dużo osób wpada w taką pułapkę, że my sobie możemy zarejestrować znak graficzny, bo możemy zarejestrować znak słowny albo znak słowno-graficzny, I często, jeśli nasza nazwa nie zezwala na zarejestrowanie jej w urzędzie, zarejestruje się słowno-graficzny, czyli właściwie jakby logo i znak. Co Wam nie daje ochrony, bo to, że mamy zarejestrowany znak graficzny w urzędzie patentowym powoduje, że nikt nie może tego znaku podrabiać, ale to nam nie daje ochrony na naszą nazwę i o tym czasem zapominamy albo po prostu nie wiemy i powoduje to różne konflikty.
Fajnie, że jeśli mamy zarejestrowany znak graficzny, świetnie, nikt nie będzie podrabiał naszego logo, ale dopóki nie jesteśmy jakąś wielką marką produktową jak Nike czy Adidas, to prawdopodobieństwo, że ktoś tak wprost będzie się podszywał pod nasze logo jest nieduże, ale to, że nasza nazwa komuś się nie będzie podobała, będzie naruszała czyjeś prawa albo te różne inne historie, o których powiedziałem, jest naprawdę realna. Ważne jest, żeby o tym pomyśleć i po prostu zweryfikować pod kątem takim rejestrowym, patentowym, nasze pomysły na nazwę. Nawet jeśli nie mamy zamiaru jej już teraz rejestrować, bo koszt kilku tysięcy nas przeraża, co generalnie nie jest dobrym argumentem, argumentem, bo jeśli budujemy jakiś biznes, to te kilka tysięcy wydane na rejestrację nazwy nie powinno być dla nas wielkim wydatkiem, ale nawet jeśli nie chcemy tego teraz zrobić dzisiaj, to warto chociażby sprawdzić, czy będzie to możliwe.
I największy minus, mówię to jako osoba, która też czasami tworzy nazwy, jest taki, że tutaj mnóstwo świetnych pomysłów na nazwę przepada. Możemy mieć świetną nazwę, która po prostu jest super kreatywna i mamy wszystkie domeny, które możemy sobie kupić i w ogóle jest szał, brzmi ekstra, wszystko jest spełnione, ale odpada ona na weryfikacji prawnej, bo się okazuje, że ta nazwa jest nie do zarejestrowania albo że jest zbyt blisko istniejących nazw czy znaków słownych, które zostały zarejestrowane w jakiejś bazie. I to, co jest ważne bardzo, o czym też często zapominamy, że tutaj liczy się podobieństwo brzmieniowe. Podobieństwo brzmieniowe mówi o tym, że czasami litery mogą się różnić, ale jeśli to brzmi podobnie, wymawia się podobnie, to już są podstawy do tego, żeby taką nazwę zakwestionować, że albo urząd tego nie zarejestruje, albo ktoś zgłosi sprzeciw i takiej nazwy nie uzyskamy, albo nie zarejestrowaliśmy nazwy, ale ktoś ma podobnie brzmiącą i będzie próbował nas z rynku wypchnąć.
To teraz tak na szybko mi przychodzi, gdybyśmy zarejestrowali sobie nazwę Sekasek pisane tak dosłownie fonetycznie, jak o tym mówię, to ona niby wygląda zupełnie inaczej niż ta nazwa francuskiej sieci pralni, ale wymawia się podobnie, wręcz tak samo i to już jest problem. Czyli problemem jest też to, że to jest takie bardzo uznaniowe, to znaczy, kto zdecyduje, czy to brzmi, czy nie brzmi podobnie? To jest bardzo uznaniowe, to są decyzje urzędników, więc to jest bardzo grząski grunt, tu nie ma jasnych zasad, których tak sztywno moglibyśmy się trzymać, więc ciężko to samemu zweryfikować i tutaj od razu mówię, od czego powinienem zacząć, że warto tu korzystać ze wsparcia kancelarii czy rzeczników.
Ja na przykład tworząc koncepcję nazw dla klientów robię sobie taką wstępną weryfikację i sprawdzam, czy na moje oko są jakieś zagrożenia, bo jakieś tam lekkie doświadczenia w tym mam, ale to absolutnie nie jest wiążące i zawsze mam tę pokorę, żeby to zweryfikować z rzecznikami patentowymi, dlatego że to po prostu wymaga dużego wyczucia, dużej wiedzy, są też tego narzędzia, które na przykład kancelarie czy rzecznicy posiadają do tego, żeby takie prawdopodobieństwo, podobieństwa jakby zweryfikować i to sprawdzić.
To, co jest może pocieszające w tej historii i o czym warto pamiętać, o czym też nie wszyscy wiedzą, to jest to, ja ten temat oczywiście mega upraszczam, ten temat prawnych aspektów rejestracji nazwy, może kiedyś go rozwiniemy, ale to, co jest najważniejsze, tak powstało w tym odcinku, to jest też to, że liczą się klasy nicejskie. Klasy nisejskie to tak mówiąc w uproszczeniu takie kategorie branżowe powiedzmy, czyli jakby mamy tych klas tam chyba 40 parę i one dotyczą różnych jakby kategorii. O co chodzi? To znaczy, jeśli jakaś firma ma podobną nazwę, i produkuje okna, a my naprawiamy samochody, to generalnie nie powinno nam to przeszkadzać, bo rejestrujemy nazwę w danej klasie nicejskiej, czyli na konkretną branżę, tak to możemy w uproszczeniu powiedzieć.
I teraz ktoś sobie może pomyśleć, no to pewnie wszyscy rejestrują na wszystkie klasy nicejskie, żeby mieć tutaj spokój. No nie, bo możemy faktycznie zarejestrować tę nazwę tylko w tych klasach nicejskich, w których faktycznie prowadzimy działalność. Więc generalnie jest tak, że firmy nie mają tam zarejestrowanych 50 różnych klas, tylko raczej po kilka: 3, 4, 5, w których faktycznie działają. Więc to tak jest w miarę sensowne. Jeśli szukacie, sobie w tych bazach sprawdzacie czy polskiej, czy europejskiej, czy światowej w zależności od tego jak szeroko geograficznie podchodzimy, o czym mówiłem, to ważne jest właśnie to, żeby te klasy nicejskie najpierw sobie zweryfikować, która jest nasza, na Wikipedii znajdziecie taką tabelkę i sprawdzać sobie, czy to będzie kolidować, czy nie będzie, więc jeśli ktoś ma podobną nazwę, ale w innej kategorii, to nam nie skreśla tego pomysłu, nie? To jest ta dobra wiadomość.
No i trzeci ważny element przy weryfikacji, to, co przy tworzeniu nazwy jest ważne, w tym kreatywnym procesie, bo na tym się skupiam, to jest to, że nazwa musi być fantazyjna, trochę o tym wspomniałem, jeśli robimy buty, to naprawdę prawie niemożliwe jest zarejestrowanie nazwy „buty”, „najlepsze buty”, dlatego że to jest opisowe, to mówi o tym, co robimy i nie można tym zawładnąć, no bo rejestrując nazwę, rejestrując znak słowny, urząd nam daje prawo do tego słowa, że my nim zawładnęliśmy, więc nie możemy zawładnąć tym wyrazem, który dotyczy całej kategorii, bo wtedy ktoś, kto inny robi buty, by naruszał nasza prawa? No tak to nie działa.
Chociaż znamy te przykłady, czyli to, że chyba bodajże e-obuwie uzyskało prawo do tego, żeby mieć wyłączność do tej nazwy, czy wiemy, znamy tę historię, że paczkomaty, Inpost walczy z tym, żeby właśnie to słowo nie zostało im zabrane, dlatego że zarejestrowali swoją fantazyjną nazwę dla swojego urządzenia, ale stało się to słowo już tak popularne, weszło do języka, że dzisiaj jest nazwą całej kategorii i tutaj inne podmioty próbują to podważyć, im to odebrać, więc kluczowe jest też to, od czego wyszliśmy, jeśli nazywamy nazwę tymi słowami, które definiują naszą kategorię, naszą branżę, to po pierwsze to jest mało konkurencyjne, a po drugie i te wszystkie zagrożenia, o których powiedziałem na początku, ale też ważne jest to, że będzie problem z rejestracją takiej nazwy, tak jak powiedziałem, są przypadki, tak jak e-obuwie czy bodajże, jeśli teraz nie przekręcam, e-obuwie udało się tę rejestrację uzyskać, ale domyślacie się, że to wymaga sporych wysiłków, zaplecza prawników i wielu działań, które udowadniają, że faktycznie oni tą nazwą zawładnęli, to znaczy posiadają, nikt nie myli, każdy kojarzy to e-obuwie z nimi, a nie z jakimś po prostu jakimkolwiek sklepem z butami, więc to jest możliwe dopiero na poziomie naprawdę dużego rozwoju, kiedy jesteśmy już tak znani, że zawładnęliśmy tak zwyczajnym słowem.
Ale na początku naszej działalności, a podejrzewam, że większość słuchaczy jest właśnie w takiej sytuacji, że nie jesteśmy jeszcze tak super znani, no to będziemy mieli problem, jeśli chcemy zarejestrować nazwę, która opisuje coś i tutaj mogę dać ze swojego podwórka przykład, nazwa tego podcastu, „Markotwórstwo” było czymś, co próbowałem zarejestrować i nie dostałem zgody, znaczy urzędnik odrzucił i powiedział, że to jest zbyt ogólne, chociaż jak wpisujesz w Google „Markotwórstwo” to właściwie tym wyrazem nikt się nie posługuje, ono nie istnieje tak za bardzo w języku marketingowym w Polsce, ale urzędnik uznał, że to jest zbyt opisowe, to znaczy mówi o tworzeniu marek, więc to nie jest coś, czym ja mogę zawładnąć.
Ale już z kolei na „Brandoholika” dostałem zgodę i zostało to zarejestrowane, Więc jeżeli uznane było, że „Brandoholik” już jest w miarę fantazyjny, tak to chyba jest określane przez urzędników czy przez prawników, że to jest nazwa fantazyjna, to znaczy jest na tyle kreatywna, że można nią zawładnąć i „Brandoholik” uzyskał jakby zgodę i został zarejestrowany, a „Markotwórstwo” bo było za mało fantazyjne, zbyt opisowe i za bardzo dotyczyło całej kategorii.
Więc no właśnie, warto o tych wszystkich aspektach pamiętać i naprawdę warto pomyśleć o tym, że ten wydatek kilku tysięcy złotych, najpierw kilkuset czy tam tysiąca, myślę, że do dwóch tysięcy kosztuje usługa takiej weryfikacji bardzo, bardzo sensownej z rzecznikami patentowymi czy z jakąś kancelarią, czy nasz pomysł na naszą nazwę w ogóle uzyska, ma szansę w ogóle być zarejestrowanym, wcześniej można oczywiście samemu te bazy przejrzeć i sobie tak ręcznie to zweryfikować, a potem sama rejestracja to też wydatek kilku tysięcy złotych, więc naprawdę wydaje mi się, że to jest warte świeczki, nie wiem, czy to dobre określenie, warto po prostu o tym pomyśleć.
podsumowanie
Cztery warunki dobrej nazwy. Wytyczne strategiczne musisz posiadać, bo bez tego tworzysz nazwy bezsensowne, które nie są oryginalne, które tym samym trybem będzie wymyślała konkurencja, z których możesz szybko wyrosnąć i generalnie to będzie bez sensu. Jeśli nie określisz wymogów technicznych, co wydaje się banalne, ale też nie zawsze o tym pamiętamy, to też ten proces się może utrudnić i to jest konieczne do tego, żeby się jakoś trzymać w ryzach i robić to sensownie, na przykład nie tworzyć nazwy, która w ogóle nie pasuje do tego, do czego faktycznie będzie nam potrzebna.
Dźwięk emocjonalny, czyli to, że nie tylko znaczenie jest ważne, ale to jak nazwa brzmi, jakie budzi po prostu skojarzenia przez sam dźwięk, który wydają nasze usta, kiedy ją wymawiamy, to jest coś, co warto wziąć pod uwagę i to dostosować właśnie nie do branży, czyli tego, że z danej kategorii firma musi być taka i taka, tylko do naszego charakteru, do tego, jaki my mamy pomysł na tę markę, na ten biznes.
No i weryfikacja prawna, czyli te aspekty takie już czysto techniczne, no nie techniczne, ale właśnie prawne, czyli to, żebyśmy mogli tę nazwę posiadać na wyłączność, żeby ona miała szansę być zarejestrowaną i żebyśmy mogli korzystać z tego, że jakby inwestujemy w budowanie biznesu, którego nikt nam nie zabierze nie zapuka do naszych drzwi i nie powie, że nie możemy tej nazwy uważać.
To są absolutnie konieczne, moim zdaniem, cztery warunki, które trzeba wziąć pod uwagę, jeśli tworzymy albo wybieramy nazwę spośród tych, które ktoś nam stworzył, więc mam nadzieję, że ten materiał będzie dla Was pomocny i że udało mi się o tym opowiedzieć właśnie bez takiego żargonu. Może trochę uprościłem niektóre elementy, może niektóre pewnie, nie wiem, prawnicy na przykład mogą się przeczepić, że gdzieś tam coś za bardzo uprościłem albo przekręciłem, ale mam nadzieję, że tak ogólnie jakby pomogło Wam to zorientować się lepiej w temacie.
polecajka książkowa
Książka, którą chciałem Wam w tym odcinku polecić, mam z nią dziwną przygodę, to znaczy zaczynałem ją czytać jakiś czas temu i ją porzuciłem i jakoś nie mogłem jej chwycić, a słyszałem o niej tyle dobrych opinii i jakoś tak nie mogłem tego rozgryźć, jak to się stało, że ona do mnie nie trafiła. Potem wróciłem do niej po jakimś czasie, bo mnie męczyło to, że ją porzuciłem i przeczytałem z dużą przyjemnością i z ekscytacją i dzisiaj ją bardzo mocno wszystkim polecam. Jest to „Alchemia” Rory’ego Sutherlanda, książka, która być może nie słyszeliście, bo naprawdę ma dużo rekomendacji, dużo dobrych recenzji. Skojarzyła mi się z dzisiejszym odcinkiem właśnie z tego, że ona mówi o tych takich, o tym nieracjonalnym myśleniu, o sile tego, że czasami coś nie ma sensu, a działa świetnie.
Książka jest wypełniona po prostu ogromną ilością przykładów, świetnych przykładów tego, jak czasami coś, co wydaje się nieracjonalne i może na pierwszy rzut oka bez sensu, świetnie działa. I to jest myślenie, które warto przyjąć w namingu, przy tworzeniu nazw, że nie zawsze przekombinować jakimś znaczeniem, jakąś taką logiką i racjonalnością, że nasza nazwa coś w jakimś języku oznacza i to ma sens, bo my to jesteśmy w stanie wytłumaczyć, ale to brzmi po prostu jakoś dziwnie i u ludzi nie budzi takich odczuć, jakie powinno budzić.
Więc tak, ta książka wpisuje się dla mnie jakby w ten sposób myślenia, który jest potrzebny w namingu, ale nawet jeśli naming Was interesuje, co pewnie jest trudniejsze do osiągnięcia, bo inaczej nie słuchalibyście tego odcinka, ale no wszystkim polecam tę książkę, nie tylko w kontekście marketingowym, ale w ogóle takiego kreatywnego myślenia. I to tyle w tym odcinku. Bardzo długi wyszedł, miał być krótki, ale trochę się rozgadałem. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Dzięki piękne, jeśli tu jeszcze jesteście i tego słuchacie albo może to oglądacie. Do usłyszenia w kolejnym odcinku.
Co o tym myślisz? Napisz